– Czujesz to? – zapytałam. Popatrzył zdumiony, nie do końca wiedząc o co mi chodzi. Zamyśliłam się, niemożliwe, żeby nic nie czuł, smród powoli stawał się nie do wytrzymania. Co to jest? – zastanawiałam się. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek w życiu czuła coś podobnego. Nagle wszystko ustało, znów w kuchni można było wyczuć zapach świeżo zaparzonej kawy.
Po kilku dniach znów poczułam ten dziwny odór tym razem w samochodzie, przeszukiwałam w myślach zakamarki pamięci w poszukiwaniu czegokolwiek co przypominałoby choćby w ułamku to, co w tej chwili czułam. Niestety moje poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Musiałam zatrzymać auto, otworzyłam szeroko drzwi, aby wpuścić trochę świeżego powietrza. Teraz na poważnie zaczęłam się zastanawiać nad powodem pojawiania się przykrego zapachu. Zdumiewający był fakt, iż smród tak jak szybko się pojawiał, tak szybko potrafił się ulotnić. Parę dni później siedziałam w salonie czytając ciekawą książkę, kiedy do mojego nosa dotarł już znajomy zapach, podniosłam oczy znad lektury. Nerwowo rozglądnęłam się po pokoju, w kącie zauważyłam ciemną, rozmytą postać. Próbowałam wyostrzyć wzrok, aby dokładniej przyglądnąć się dziwnej istocie. Poruszyła się, przesunęła w moim kierunku, im bardziej się do mnie zbliżała, tym ciężej było mi oddychać, zasłoniłam ukradkiem nos. To co ujrzałam przeszło moje oczekiwania, to coś przypominało człowieka tylko, jego skóra – o Boże – pomyślałam on jest zupełnie spalony. Moja reakcja chyba go przestraszyła, jak szybko się pojawił, tak szybko ulotnił się w powietrzu. Tego wieczora długo nie mogłam zasnąć.
Następnego dnia wybrałam się na wycieczkę z kolegą, byliśmy w szampańskich nastrojach. Wieczorem odwiozłam go na pociąg, zrobił się późny wieczór i niestety przyszedł czas pożegnania. Do odjazdu pociągu zostało jeszcze trochę czasu, więc postanowiliśmy posiedzieć w samochodzie, rozmowom nie było końca. Nagle mój znajomy się skrzywił
– Czujesz to? – zapytał. Wciągnęłam mocniej powietrze, poczułam znajomy smród.
– Jak dobrze, że ty to czujesz, bo już myślałam, że postradałam zmysły. Co to jest? – zapytałam.
– Nie wiem, trochę przypomina benzynę, a może naftę – odpowiedział w zadumie – skąd u ciebie w samochodzie czuć naftę?
– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam skwapliwie.
– Dziwne – zastanowił się głośno. Po chwili jednak wysiadł z auta by zapłacić za bilet w parkomacie. Zostałam sama, w lusterku zobaczyłam na tylnym siedzeniu znajomą postać.
– Chcę ci pokazać co czułem, kiedy umierałem, chcę żebyś zobaczyła co to były za męczarnie – powiedział. Powoli zaczynało drapać mnie w gardle.
– Nie chcę wiedzieć, jak to było – odpowiedziałam mu. – Po co mam to wiedzieć? Do niczego nie potrzebuję takiego doświadczenia. – Muszę ci to pokazać, musisz zobaczyć – grymas złowieszczego uśmiechu pojawił się na jego odrażającej twarzy. Zaczęłam mocno kaszleć, nie mogłam złapać oddechu, im silniej próbowałam złapać powietrze, tym ciężej było mi oddychać, łzy powoli zaczęły spływać mi po policzkach. Wysiadłam z samochodu złapałam butelkę z wodą. Próbowałam napojem ugasić duszące uczucie w gardle, niestety bez skutku. Wracał mój przyjaciel, już z daleka widział, że dzieje się ze mną coś niedobrego, biegł szybko w moim kierunku, im bardziej się do mnie zbliżał, tym ciężej było mi oddychać.
– Pomogę Ci, o Boże – krzyczał. Co się dzieje? Mam zadzwonić po pogotowie? Wstrzymałam go gestem ręki, ostatnimi siłami kazałam mu iść na peron.
– Dam sobie radę, idź już – powiedziałam. Pomachałam mu na pożegnanie. Kaszlałam coraz mocniej, powoli w moich płucach brakowało tlenu, serce zaczynało odmawiać posłuszeństwa, po policzkach już mocno spływały łzy. Traciłam siły, poczułam, jak kręci mi się w głowie i powoli tracę przytomność. Kiedy ciałem wzburzały konwulsje zastanawiałam się jakie to straszne uczucie udusić się dymem. Poczułam potworny strach, myślałam, że umrę na parkingu w środku miasta. Ostatkiem sił krzyknęłam.
– Nie pomogę ci, jak mnie udusisz, nie będę mogła ci już pomóc! W sekundzie wszystko ustało. Chwyciłam w płuca łyk świeżego tlenu, oddychałam łapczywie wciągając świeże powietrze do płuc. Wszystko wracało do normy, po pięciu minutach czułam się jakby zdarzenie nigdy nie miało miejsca, wraz ze smrodem i bólem w płucach znikł także mój towarzysz. Wracałam do domu analizując całą sytuację, zdałam sobie po raz kolejny sprawę, że dar jaki dostałam, dar widzenia umarłych, kiedyś może się dla mnie źle skończyć. Takiego doświadczenia jeszcze nie miałam, czy to możliwe? Zastanawiałam się, czy to możliwe, aby on mógł mnie po prostu udusić? Nie wiem czy kiedykolwiek odpowiem sobie na to pytanie. Teraz już wiedziałam po co przyszedł, a także, że w niedługim czasie do mnie wróci. Oczekiwałam z niepokojem naszego następnego spotkania. Przez następne dni wszędzie wyczuwałam jego obecność w domu, w firmie, w samochodzie, trzymał jednak rezerwę, był jakby gdzieś niedaleko. Zastanawiałam się, kiedy odważy się na kontakt? Wreszcie któregoś wieczoru odezwał się.
– I co ja mam teraz ze sobą zrobić? – zapytał.
– Musisz odejść do światła – odpowiedziałam. To nie jest miejsce dla ciebie, to miejsce dla żywych, nie dla umarłych.
– Nic nie rozumiesz! – krzyknął. Nie rozumiesz co ja zrobiłem? Zrobiłem coś złego… Zastanowiłam się, zamknęłam oczy, pojawił się obraz, zobaczyłam starą spaloną chatę. Był rok około 1800. Zwłoki spalonej kobiety i małego dziecka. Otworzyłam oczy, przyjrzałam mu się, jego skóra była doszczętnie zniszczona ogniem. Wiedziałam już co zrobił, popełnił samobójstwo polewając naftą swój dom i podpalając go. Odbierając sobie życie pozbawił życia również swoją rodzinę: żonę i malutką córkę. Wszyscy troje umarli w płomieniach. Patrzyłam na niego w zadumie, jak to jest możliwe, by człowiek popełnił tak okropną zbrodnię? Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na dziwne zachowanie mojego gościa. Widać było, że nie był do końca zrównoważony.
– Bez względu na to, co zrobiłeś, nie możesz wiecznie tutaj przebywać. Nie martw się pomogę ci odejść. Nagle zerwał się z siedzenia…
– Nie mogę tam iść – powiedział. – Boję się, boję się piekła, które mnie czeka za moje czyny po tamtej stronie. Boję się spotkania z najbliższymi. Jak ja im to wytłumaczę?
– Piekło istnieje tylko dla tych, którzy w niego wierzą. Tak naprawdę jest tworem ludzkiej wyobraźni.
– Myślisz, że ci uwierzę? – zapytał. – Przez całe życie ksiądz mówił mi o istnieniu piekła, a ty myślisz, że w jednej rozmowie mnie przekonasz, że nie istnieje? Chcesz mnie oszukać! – krzyczał już bardzo zdenerwowany.
– Uspokój się – powiedziałam. – Krzykiem nic nie zdziałasz. Usiadł obok mnie, rozpłakał się. Popatrzyłam na niego, było mi go ogromnie żal. Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, ogarnięci rozpaczą.
– Zabiłem ich, zabiłem ich i siebie, gdybym tylko mógł cofnąć czas, naprawić błędy, przeprosić za krzywdy…
– Wiem, bardzo mi przykro z tego powodu, niestety nie da się cofnąć czasu, ale żałujesz swoich uczynków, jesteś pełny skruchy, a to wystarczy, by Bóg był dla ciebie miłościwy. Nie uważasz, że wystarczającą karą dla ciebie jest to, że przez tyle lat przeżywałeś odległe zdarzenia? To było twoje piekło, już wystarczy, czas, aby stąd odejść, twoje uczynki zostały odkupione. Rozpoczęłam rytuał odprowadzenia, po paru kwadransach było już po wszystkim. Nikt z bliskich nie przyszedł po niego, pojawił się anioł, objął go ramieniem i odprowadził płaczącego do światła. Łzy wzruszenia jeszcze długo spływały mi po policzkach.