– Mam do ciebie sprawę – usłyszałam głos w słuchawce telefonu mojego dobrego przyjaciela Pawła. – Bardzo długo mnie to męczy, a wiem, że ty zajmujesz się tego typu, hmm jak to powiedzieć sprawami.

– O jakie sprawy ci chodzi? – zapytałam.

– Może się spotkamy, wolałbym nie rozmawiać o tym przez telefon.

– Jak chcesz, mam wolny weekend, sobota ci odpowiada?

– Tak, sobota jest ok.  – odpowiedział z namysłem.

– To super, w takim wypadku do zobaczenia.

Zastanowił mnie ten telefon i tajemniczość mojego rozmówcy, no cóż, pomyślałam będę musiała uzbroić się w cierpliwość i poczekać te parę dni. Na spotkanie Paweł przyszedł uśmiechnięty i zadowolony, pocałował mnie po przyjacielsku w policzek. Długo czekałam aż zacznie temat, który poruszył przez telefon.

– No dobra – powiedział – trochę głupio mi o tym mówić, sam nie wiem czy wierzę w takie rzeczy, ale coś nie daje mi spokoju i muszę z kimś porozmawiać na ten temat.

Przyglądnęłam mu się z uwagą, wyglądał na zakłopotanego, mieszał łyżeczką w pustym kubku niewidzialną herbatę. Czekałam z cierpliwością, aż wreszcie wydusi z siebie z czym do mnie tak naprawdę przyszedł.

– Posłuchaj – zaczął – wiele lat temu miałem dobrego przyjaciela, miał na imię Marek. Pewnego dnia nie mówiąc nikomu ani słowa, wyjechał do Paryża i powiesił się na moście. To był dla mnie szok, w końcu myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, nie mogłem pojąć, że podjął taką decyzję i nie porozmawiał ze mną na ten temat, może gdyby to zrobił byłbym w stanie mu jakoś pomóc, odwieść go od tego pomysłu, rozpatrzyć wszystkie możliwe wyjścia z problemów jakie miał. Bardzo zabolało mnie, że jako przyjaciel nie podzielił się ze mną swoimi kłopotami. Wiedziałem, że jakieś tam ma, ale nie przypuszczałem, że go przerosły do tego stopnia.

– Myślisz, że jako samobójca nie odszedł, no wiesz na tamten świat? Nie mogę przestać o nim myśleć.

– Tego nie wiem, ale jak chcesz mogę sprawdzić – odpowiedziałam.

– Mogłabyś? Bardzo cię proszę, nie mogę zaznać spokoju.

– Nie ma sprawy, sprawdzę co się dzieje i dam ci znać, a teraz proszę odwieź mnie do pracy, bo mam jeszcze spotkanie w biurze.

Wsiedliśmy do auta, w połowie drogi usłyszałam przerażający szloch, ktoś siedział na tylnym siedzeniu samochodu i zanosił się płaczem. Łzy popłynęły mi po policzkach, poczułam w sercu straszny żal, żal minionych lat, żal błędnie podjętych decyzji, żal pożegnania ukochanych osób, żal straconego przedwcześnie życia. Paweł popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

– Ty płaczesz Małgosiu? Coś się stało?

Odwróciłam głowę i zobaczyłam młodego chłopaka z bujną czupryną, siedział na tylnym siedzeniu i cały czas płakał.

– Mój Boże – powiedziałam do przyjaciela – on cały czas płacze, biedny chłopak, tak mi go żal.

– Ale kto Małgosiu? Kto płacze? – zapytał Paweł.

– No Marek, Marek tu jest. Płacze tak głośno, że ledwie słyszę co do mnie mówisz.

Jechaliśmy w ciszy, tylko ja dotrzymywałam towarzystwa Markowi i dzieliłam jego ból, łzy same spływały po policzkach od nadmiaru ciężkich emocji.  Dojechaliśmy na miejsce, Marek już nie odstępował mnie na krok, zastanawiałam się tylko jak długo wytrzymam z ciągłym szlochaniem chłopaka.

– Powiedz mi proszę, na którym moście się powiesił? – dokładnie usłyszałam odpowiedź, byłam przekonana, że Paweł wymienił nazwę. Natychmiast wchodząc do biura uruchomiłam Google, wyszukałam most. Jest, popatrzyłam na niego. Potężna budowla w samym sercu Paryża. Paweł wpadł po kilku minutach do biura.

– Przypomniałem sobie ten most nazywa się Pont des Arts, po polsku Most zakochanych, jak mogłem zapomnieć.

Otworzyłam ze zdziwienia szeroko oczy.

– Wiem – powiedziałam – przecież już w aucie mi powiedziałeś.

– Nie mogłem ci powiedzieć, bo przed chwilą dopiero musiałem sprawdzić.

– Wyraźnie usłyszałam nazwę – popatrzył na mnie z niedowierzaniem. – Popatrz – odwróciłam w jego stronę monitor, na którym widniało zdjęcie mostu w Paryżu.

– Nie do uwierzenia – mruknął pod nosem, na jego twarzy zobaczyłam zdziwienie – jak to jest możliwe? – zapytał raczej siebie niż mnie.

– Opowiedz mi proszę coś więcej o Marku, z nim nie mogę na razie porozmawiać, przez ten ciągły płacz nie mam z nim kontaktu.

– Marek był krótko przed trzydziestką, przed swoim desperackim czynem nagrał film, na którym pożegnał się z dziećmi, miał dwóch małych synów. Film mogli dopiero oglądnąć, kiedy skończą osiemnaście lat – zamyślił się – nie wiem dokładnie, ile lat minęło od tego czasu, chyba jeszcze nie go nie oglądnęli.

– Właśnie w tym roku go zobaczyli – odpowiedziałam.

Zamyślił się, po pewnej chwili popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Skąd ty to wiesz? Masz rację, dokładnie w tym roku jego syn miał osiemnaste urodziny. Jak ty to robisz?

– Nie potrafię tego wytłumaczyć w racjonalny sposób, po prostu widzę młodego chłopaka, który ogląda pozostawiony film przez ojca i widzę go jakby jego oczami. No dobra i co dalej?

– Nie układało mu się w małżeństwie, chyba kogoś miał na boku. W pracy też nie bardzo mu się wiodło, żona miała ciągle pretensje o pieniądze. W końcu chyba dowiedziała się o jego romansie i wniosła sprawę o rozwód. Tamta którą naprawdę kochał też go rzuciła, to był chyba główny powód, że stracił chęć do życia. Nagrał film dla synów, spakował sznur i paszport do plecaka i wybrał się w ostatnią podróż. Myślę, że nie bez powodu wybrał właśnie ten most z wielu możliwych, most zakochanych.

– Byłeś u niego na pogrzebie? – zapytałam, choć znałam odpowiedź.

– Nie, niestety nie byłem. Nie pożegnałem przyjaciela, nigdy nie byłem na jego grobie, miałem do niego żal, dzisiaj przykro mi z tego powodu.

– Jemu też – odpowiedziałam skwapliwie – będziesz musiał tam iść, inaczej Marek nie znajdzie spokoju. Wyjeżdżam teraz na szkolenie do Warszawy, jak wrócę trzeba będzie odprowadzić Marka do światła, dość się chłopak przez te wszystkie lata nacierpiał, już wystarczy.

– Możesz to dla mnie zrobić? – zapytał z nadzieją w głosie.

– Nie dla ciebie, a dla niego – odpowiedziałam wskazując palcem miejsce, w którym stał zrozpaczony chłopak szukający jakiejkolwiek pomocy.

– Przykro mi Małgosiu – powiedział Paweł – ale ja nikogo nie wiedzę.

– Wiem – odpowiedziałam ze zrozumieniem – wiem.

Po paru dniach słuchania płaczu, głowa już wyraźnie dawała mi się we znaki. Połknęłam kolejny proszek i pomyślałam, że już dłużej tego nie wytrzymam. W dzień i w nocy słyszałam ciągłe nieustające łkanie Marka. Popatrzyłam na niego, był taki młody, taki przystojny i taki nieszczęśliwy, nie rozmawiał ze mną nie nawiązywał żadnego kontaktu. Postanowił jednak nieustannie mi towarzyszyć, co powoli stawało się nie do zniesienia. Nie mogłam przez niego spać, pracować i prowadzić normalnego życia.

Pewnego dnia zabrakło mi zdawałoby się już normalnego odgłosu w moim życiu. Rozglądnęłam się wokół, myślałam, że Marek mnie opuścił. Zobaczyłam go jednak, stał w ciszy i przyglądał mi się z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, odwzajemnił delikatnie uśmiech, wyglądało to tak, jakby przypominał sobie znowu po latach jak to jest się uśmiechnąć.

– Nie martw się – powiedziałam – jakoś sobie z tym poradzimy, pomogę ci odnaleźć spokój, na który zasługujesz. Popatrzył na mnie z nadzieją w oczach.

– Pomożesz mi? Naprawdę będziesz taka dobra i ulitujesz się nade mną? Nad samobójcą?

– Tak, pomogę ci, będziesz gotowy odejść daj mi znać, odprowadzę cię do światła, nareszcie wrócisz do domu.

Marek zniknął, nastała cisza. Wyjechałam do Warszawy, szkolenie miało potrwać parę dni, oczekiwałam mojego gościa aż do mnie wróci. Zadzwoniłam do Pawła.

– No witaj, witaj. Jak tam na szkoleniu? – usłyszałam głos w słuchawce – Jak tam sprawa z Markiem?

– No właśnie, ja w tej sprawie. Byłeś u niego na cmentarzu? Zaniosłeś mu światło? Pożegnałeś się?

– Wyrzuciłam z siebie lawinę pytań.

– No właśnie jeszcze nie – zaczął kręcić – tak jakoś nigdy nie mogę znaleźć czasu, wiesz dużo pracuję.

– Taki z ciebie przyjaciel! – nie wytrzymałam – Masz natychmiast iść na cmentarz, nie mogę go odprowadzić, jeśli tego nie zrobisz, zrozum to – powiedziałam już spokojniej – on na ciebie czeka, chce się pożegnać.

Sama nie wiem skąd brały się takie myśli w mojej głowie, wiedziałam, że muszę mu to powiedzieć i już.

– Dobrze – odparł – jutro się wybiorę.

– No – odetchnęłam z ulgą – nie zapomnij wziąć ze sobą znicza, zaświeć mu światełko i pożegnaj się. Nie wiesz czy jego rodzice żyją? Zastanawiam się, czy po niego przyjdzie ktoś z rodziny.

– Ojciec umarł przed nim, był ciężko chory natomiast jego matka jeszcze żyje.

– Nie Paweł – przerwałam mu – Już wiem, niedawno zmarła.

– Jesteś pewna? Dopiero niedawno się z nią widziałem, no nie wiem może pół roku temu. Chyba tym razem się mylisz nie wyglądała na chorą.

– Raczej się nie mylę, nie ważne, idź tylko proszę do niego, czas najwyższy po tylu latach.

Odłożyłam słuchawkę. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego przez piętnaście lat nie znalazł chwili dla najlepszego przyjaciela. Na drugi dzień w południe dostałam wiadomość mms, Paweł wysłał mi zdjęcie nagrobka, na którym widniały trzy nazwiska. Marka i jego rodziców, matka zmarła dwa miesiące temu. Pod zdjęciem widniał napis – ty jednak nigdy się nie mylisz… Pod wieczór zadzwonił do mnie ożywiony.

– Posłuchaj muszę ci coś opowiedzieć, to niesamowite co mi się przytrafiło. Do tej pory nie wierzyłem w takie rzeczy, ale wyobraź sobie stałem i modliłem się nad grobem. Trochę łzy popłynęły mi po policzkach, żegnałem się, prosiłem o wybaczenie. Nagle na plecach poczułem delikatne ciarki, dziwne uczucie, później przeleciały po całym moim ciele. Czułem jego obecność, pierwszy raz miałem jakieś doznania, można powiedzieć, spirytystyczne. Czułem, że stał obok mnie, miałem wrażenie, że mi wybaczył, w końcu chyba też zawiodłem jako przyjaciel. A później zupełna cisza nastała, nic … po prostu spokój znowu zostałem sam. Teraz już wiem o czym mówisz, od dzisiaj łatwiej będzie mi uwierzyć w tego typu rzeczy. Dziękuję ci to twoja zasługa.

– To ja ci dziękuję – odpowiedziałam – Zobaczyłam znajomą postać, wiedziałam, że przyszedł czas na odprowadzenie. Marek był gotowy, ostatnia jego potrzeba została spełniona – muszę kończyć – powiedziałam do słuchawki – mam jeszcze coś do załatwienia.

Rozłączyłam się. Stanęłam obok niego, był przestraszony i zdenerwowany. Sama też odrobinę się obawiałam, pierwszy raz odprowadzałam samobójcę i nie do końca znałam scenariusz jaki mógł się odbyć. Staliśmy tak w ciszy, czułam tylko, że gotowy był na wszystko, byle tylko móc opuścić ten świat. Słyszałam jego myśli, przepraszał w duchu Boga za swoje czyny, było mu przykro, wiedział, że popełnił błąd. Skrucha… pomyślałam, to wszystko co jest nam potrzebne, musi się udać. Otworzył się tunel, w ciemnym pokoju zrobiło się jasno niczym w dzień. Zobaczyłam postać płynącą w dół, miała szeroko rozpostarte ogromne skrzydła. Anioł, pomyślałam. Rozglądałam się czy może jeszcze ktoś po niego przyszedł, ktoś z rodziny. Niestety nie było nikogo, wszyscy dalej chowali urazę i nie wybaczyli mu tego co zrobił. Zrobiło mi się przykro, że ludziom tak ciężko przychodzi przebaczenie.  Objął go swoim skrzydłem, dał mu schronienie w drodze do domu, przynajmniej nie jest sam, pomyślałam. Odwrócił się do mnie.

– Dziękuję ci – powiedział – Bardzo ci dziękuję.

– Żegnaj Marku, być może… do zobaczenia – uśmiechnęłam się lekko.